Dolinianie
Cerkiew pw. Wniebowstąpienia Pańskiego w Uluczu z roku 1659. foto. M. Krowiak

Mity i opowiadania.

Tyrawa.

Diabla Góra wyrasta jakby nienaturalnie, na przeciw Mrzygłodu, ale po drugiej stronie Sanu. Zupełnie, jakby zagubiła się tu, pozostawiając bratnie stoki i szczyty. Legenda głosi, że to czart ją tam przyniósł. Dawno, dawno temu, w miejscu, gdzie dziś znajduje się górzysko, leżało sobie miasteczko. Ułożone niemal w połowie drogi pomiędzy Tyrawa Solną, a Tyrawą Wołoską. Zwało się zaś Tyrawa Królewska. Tyrawa Królewska leżała w pobliżu kopalni soli. Do tej zaś, po sól, przyjeżdżali kupcy z coraz dalsza, z coraz bardziej odległych krajów. Kupowali sól, a sprzedawali swoje towary. Handel dobrze służył tyrawianom. Wzbogacili się na tyle, że bez trudu postawili szykowny, murowany z kamienia kościół, a w rynku murowany ratusz. Miasto zaś całe otrzymało mury obronne. Żyjącym tam ludziom coraz lepiej się powodziło, ale im byli bogatsi, tym rzadziej do kościoła zaglądali. Zaczęło się zdarzać, że na mszach zaledwie po kilku mieszkańców się pojawiało. Nie pomagały upomnienia księdza, czy też przychodzących misjonarzy. To zaś coraz bardziej diabły radowało. Pewnej pasterki nikt się w kościele nie pojawił. Ksiądz pleban rozsierdzony zaklął wówczas szpetnie: a niech to miasto piekło pochłonie! Takie wyzwanie usłyszały diabliki! Złapały jedną z gór, odległych o kilkadziesiąt kilometrów stąd, wyrwały ją z ziemi, uniosły w powietrze i rzuciły z chichotem na miasteczko! Góra przykryła wszystko, wpychając mury, budynki, ludzi aż w czeluści piekielne. Starzy ludzi powiadają jeszcze, że od wsi Dobra jest wejście do wnętrza góry. Prowadzi ono do tunelu, a ten do zwalonych domów, pełnych skarbów tyrawian. Ale jeszcze nikt nie odważył się podążać czarnym korytarzem w dal.

Gdzieś to koło Srogowa było (Srogów).

Gdy przetaczały się najazdy tatarskie przez Ziemię Sanocką, ludność srogowska uciekała zawsze do lasu. W pośpiechu brali wszystkie, co cenniejsze rzeczy, a szczególnie złoty krzyż z tamtejszego kościoła. Pewnego razu ludzie jednak w pośpiechu i zamieszaniu krzyż ten gdzieś po drodze zgubili. Żal był ogromy, ale i nadzieja że może chociaż w ręce najeźdźców się nie dostał. Minęły lata. Jedni mówią, że kilka, inni, że kilkadziesiąt. Razu pewnego stary Jaśko ziemię swoją pod lasem orał. Nagle radło pługa zaczepiło o coś i dalej iść nie chciało. Choć woły tęgie były i sił miały jeszcze sporo, bo to dopiero początek orki był, w żaden sposób oporu pokonać nie mogły. Złość zaczęła ogarniać gospodarza, ale cóż było robić. Wyciągnął pług z ziemi, patrzy, a tam spomiędzy bruzd ziemi krzyż lśniący wystaje. Wziął go z lękiem do rąk, przyglądał się, a ten lśnił jakby dopiero co zrobiony i wypolerowany został. Oracz zaniósł krzyż do wioski. Starszyzna usiadła, podumała i padł werdykt. W miejscu znalezienia krzyża kapliczkę zbudujemy! Tak też zrobiono, a w niej umieszczono znaleziony krzyż. Z czasem na miejscu kapliczki kościółek powstał, a krzyż zajął główne miejsce na ołtarzu. Pewnie znajdowałby się tam doi dziś, gdyby nie złodziejaszkowie. Któreś nocy drzwi do kościółka wyłamali, krzyż oraz inne precjoza ukradli, a uciekając chrzcielnicę przewrócili i wodę święconą całą wylali. Jednak wieść i ich czynie szybko się rozniosła i nikt nie chciał odkupić od nich tych przedmiotów. Wreszcie zakopali je gdzieś w lesie. Sami na tym nic nie skorzystali, ale dali swoim złym uczynkiem pole do popisu Biesom bieszczadzkim. Gdy tylko woda święcona wsiąkła w ziemię, Ci zlecieli się gromadnie pod kościółek ograbiony ze wszystkich świętych symboli i imprezę czarcią zaczęli. Wyli, ogniem buchali, ludzi w pobliskiej wiosce straszyli, bydło przepędzali, plony niszczyli. Długo nie wytrzymali ludziska, wynieśli się ze Srogowa. Wioska opustoszała, chaty się zawaliły, zrównały z ziemią. Wtedy Biesy też odeszły, bo i straszyć nikogo nie było. Po upływie lat na miejscu tym pojawili się nowi osadnicy. Zaczęli budować chaty, obory, spichrze. Wieść lokalna niosła legendę o diabłach, które mogą wrócić. Bali się osadnicy ich srogości, ale jakoś żyli dbając o siebie na wzajem. Obawy te jednak pozostały w nazwie wsi, Srogów.

Świątynia pochłonięta przez górę (Trepcza).

Pierwsza góra, jaka za Trepczą się wznosi ku górze to Horodyszcze. Dobrze widoczna jest z pobliskiej wsi Międzybrodzie, która przycupnęła po lewej stronie Sanu. Porośnięta lasem liściastym, niegdyś podtrzymywała grodzisko istniejące tutaj pomiędzy X, a XIII wiekiem. Natomiast do dziś w pamięci najstarszych ludzi tkwi legenda, od wieków przekazywana z pokolenia na pokolenie. O cerkwi, która pogrążyła się w otchłaniach góry wraz z ludźmi, gdy klątwę rzuciła zła kobieta. Ona to idąc na niedzielną mszę, z obowiązku i wstydu przed sąsiadami, a nie z ludzkiej potrzeby rozmowy z Bogiem, przeklinała wszystkich tych, którzy cerkiew ową na Horodyszczu zbudowali. Tak złorzecząc zbliżała się do świątyni. Gdy weszła do cerkwi, zatrzasnęły się za nią nagle wrota, a na zewnątrz niebo poczerniało, przecięte zostało błyskawicami. Wiatr ogromy się rozwył, wokół zaczęły pioruny uderzać z niesamowita mocą. Lunął diabelski deszcz, wyglądający jak ogromna bryła wody spadająca tylko na górę. Cerkiew zaczęła się trząść, i wraz z ludźmi obsuwać w głąb rozmokłej ziemi. Nie było już dla nikogo ratunku. Wnętrze świątyni rozdzierały krzyki rozpaczy, a góra coraz bardziej pogrążała w swoich czeluściach cerkiew, zasypując ją zwałami błota i kamieni. Gdy góra całkowicie przykryła świątynię, nagle burza ucichła, wiatr ustał, chmury pierzchły i pojawiło się palące słońce, które szybko osuszyło szczyt Horodyszcza. I w miejscu po świątyni pozostało tylko niewielkie zagłębienie. Przez jakiś jeszcze czas ludzie pojawiający się w okolicach góry słyszeli dobywające się jakby z jej wnętrza lamenty, krzyki, płacze. Ale nagle wszystko ucichło. Jakby już nikt nie wierzył, w możliwość ratunku i każdy duch ludzi żywcem pogrzebanych dał za wygraną, godząc się ze swym losem. Pozostali przy życiu mieszkańcy grodu, Ci, którzy nie zdążyli dojść do cerkwi przed złorzeczącą kobietą, i przez to ocaleli z pogromu, opuścili to miejsce. Grodzisko opustoszało. Z biegiem lat na tym miejscu wyrósł las, zasłaniając korzeniami i koronami drzew nieckę po cerkwi. Między innymi zawarte w tej legendzie opisy o nieistniejącej cerkwi sprawiły, że na wzgórzu Horodyszcze w latach 90 tych rozpoczęto poszukiwania archeologiczne. Efekty były zdumiewające. Oto bowiem odnaleziono ślady grodu (pierwsza lokacja Sanoka), miejsce, gdzie funkcjonowała cerkiew.

Cudowne źródełko w Zwierzyniu.

Dziewiętnastowieczny badacz folkloru Oskar Kolberg zapisuje legendę o cudownym źródełku w Zwierzyniu: „ Wieś Zdwiżyn, od podwyższenia krzyża świętego nosząca nazwę dziś Zwierzyn zwana (niedaleko Liska). Według legendy podanej przez Kolberga kobieta znalazław studni krzyż (dzisiejsze źródełko), który później został przekazany do kościoła w Zwierzyniu. Oskar Kolberg pisze, że do źródełka przybywali ludzie po wodę, która pomagała na choroby oczu. Kiedyś przy studni źródełku stał wysoki krzyż an pamiątkę znalezienia krzyża, który znajdował się w kościele. Po wojnie zapomniano o źródełku, choć wielu pracujących na polach przy zbiorze plonów korzystało z wody wypływającej „pod stępkami”. Po długim okresie zapomnienia odżyła sprawa źródełka aż do roku 1994, w którym to wybudowano nową studzienkę do której spływa woda ze źródełka.

Cerkiew w Uluczu.

Gdy przygotowywano się do budowy świątyni, złożono budulec pod stokiem góry, w miejscu gdzie zamierzano ją postawić. Jednak w tajemniczy sposób jakaś niewidzialna ręka przeniosła materiał na szczyt góry Dubnyk. Trzykrotnie znoszono drewno na dół i trzykrotnie powracało ono nocą na szczyt. Dlatego uznano ostatecznie, że to sam Bóg wskazuje wiernym miłe mu miejsce na świątynię, i cerkiew postawiono na szczycie. W miejscu gdzie próbowano składać materiał na budowę cerkwi, dziś stoi kapliczka. Miała też ze stoków góry bić cudowna woda o uzdrawiających właściwościach, co było powodem pielgrzymek chorych z całej okolicy. Cudowna woda odeszła jednak stąd wraz z dawnymi mieszkańcami tej ziemi. Inna legenda powiada, że pierwsza cerkiew ulucka zapadła się pod ziemię i tylko na Wniebowstąpienie słychać głos dochodzących z podziemi dzwonów.

 

Tekst pochodzi z opracowania „INWENTARYZACJA ZASOBÓW KULTUROWYCH POGRANICZA – PROJEKT ETNOCARPATHIA” zrealizowanego przez Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej na rzecz Muzeum Okręgowego w Rzeszowie.

Autor: Pan Marcin Krowiak.

 

 

 

Co zobaczyć?


Produkty


Społeczność

skorzystaj z naszej trasy Śladami Dolinian, "Dwa Brzegi Sanu"

Jedzmy po bożemu, czyli módl się, jedz i doświadczaj.

Dowiedz się więcej
Śladami Dolinian,

Nasza strona internetowa używa plików cookie, tzw. „ciasteczek”. Są to niewielkie pliki tekstowe wysyłane do Państwa urządzenia (komputera, smartfona itp.). Stosujemy je wyłącznie dla Państwa wygody w celu lepszego dostosowania naszej witryny internetowej do Państwa indywidualnych potrzeb oraz w celach statystycznych. Nie zawierają one żadnych danych osobowych.

Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.

Info